piątek, 21 grudnia 2012

Wystarczająco dobrzy rodzice


Autor: Bruno Bettelheim
Tłumacz: Dorota Kubicka, Maria Gawlik
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2012
Liczba stron: 384




Cytat z książki
Wprawdzie nie jesteśmy rodzicami doskonałymi, ale wystarczająco dobrymi, jeżeli kochamy nasze dziecko i staramy się, najlepiej, jak potrafimy, dobrze je wychować. (…) Ta prawda może nas uchronić przed szalonym pomysłem, iż wszystko, co dziecko robi, w jakiś sposób nas dotyczy. 
(s. 351)
           


Już dość dawno temu zapowiadałam recenzję Wystarczająco dobrych rodziców, ale lektura zajęła mi więcej niż przewidywałam. Nie jestem pewna czy powodem jest sama książka, której nie da się przeczytać ot tak do poduszki, czy też przyczyny leżą po mojej stronie, bo czas biegnie ostatnio w tempie wprost galopującym, dzieci chorują i Święta się zbliżają. Całkiem prawdopodobne, że to wszystko razem sprawiło, że piszę o tej wspaniałej książce dopiero teraz… Ale nic straconego, bo Wystarczająco dobrzy rodzice wpisują się idealnie w grudniowe założenie promowania książek emanujących pozytywną energią i nadzieją.
            Im bardziej poznaję dorobek Bettelheima, tym bardziej go cenię, choć niekoniecznie ze wszystkim się zgadzam. Z rodzimego podwórka bardzo kojarzy mi się z Januszem Korczakiem, nawet w ich biografiach jest pewne podobieństwo. A co najważniejsze w wielu kwestiach dochodzą do podobnych wniosków, bo przez ich teorie na wychowanie przebija ogromny szacunek do dziecka jako do osoby. To, co mnie ujęło w książkach Bettelheima, zarówno w Cudownychi pożytecznych, jak i  Wystarczająco dobrych rodzicach, to coś, co nazwałabym postawą nie-narcystyczną. Czytając niektóre poradniki dotyczące wychowania dzieci, odnosi się nieodparte wrażenie, że centralną postacią książki jest autor, człowiek wprost genialny, jako że właśnie odkrył rewolucyjną metodę na „doprowadzenie dzieci do porządku” i nic tylko czerpać z jego cudownej mądrości, mając jednakże poczucie, że do mistrza zawsze nam będzie daleko. Tego właśnie nie ma u Bettelheima, ponieważ on pisze o dzieciach, a nie o sobie!
            Czytanie Wystarczająco dobrych rodziców jest jak balsam dla duszy targanej wątpliwościami co do swojego rodzicielstwa. Myślę, że jest tak właśnie z wyżej wymienionego powodu. Rodzic, który czyta tę książkę ma szansę oderwać się od rozważań o metodach wychowawczych. Zamiast tego z każdą przewróconą kartką bliżej mu do swojego dziecka, bo zaczyna je najzwyczajniej w świecie rozumieć.
Mało tego, staje się też bardziej świadomy swoich uczuć i motywacji w zachowaniach wobec dziecka, a to jest, jak mówi reklama, bezcenne. Sam autor podkreśla, że „nie chce przedstawiać rad specjalisty, a jedynie pragnie nakłonić czytelnika do badania własnych uczuć uwikłanych w sytuacje wychowawcze” (s. 61). Okazuje się, że jest to prostsze niż byśmy sądzili. Nie robimy tego, bo całą uwagę koncentrujemy często na zachowaniach dziecka i tym, jak one, według nas, świadczą o naszym byciu dobrym lub złym rodzicem. Bettelheim rozbija to błędne, ale jakże powszechne przekonanie, dzięki czemu rodzicowi może spaść z serca ciężki kamień poczucia winy. Dziecko natomiast ma szansę na bycie sobą i rozwijanie pełni swoich możliwości, bo rodzic przestaje je wreszcie bombardować oczekiwaniami, jakie ma być… Takie w skrócie mogą być skutki przeczytania Wystarczająco dobrych rodziców. Brzmi pięknie, prawda? Tak, bo to piękna książka!
            Bettelheim zachęca nas do uruchomienia w sobie empatii i dostrzegania perspektywy dziecka, a nie tylko własnej, ponieważ, jak podkreśla, dorosły jest w stanie spojrzeć na sytuację nie tylko z własnego punktu widzenia i w tym tkwi jego przewaga nad dzieckiem. Jakże często oczekujemy od dziecka więcej niż od siebie! A wystarczy „zwyczajna dobroć”, jak to nazywa autor. Dla mnie odkrywcze były interpretacje zachowań dziecka i sytuacji rodzinnych, jakie przytacza. Nie raz i nie dwa wzdychałam: „No, że też na to nie wpadłam. Przecież to oczywiste! Jak mogłam aż tak nie rozumieć mojego dziecka!?”  Cóż, jest wielce prawdopodobne, że nie wychylałam się poza własny punkt obserwacyjny, a dodatkowo widok przesłaniały emocje, które działają jak gęsta mgła…
            I tutaj warto wspomnieć o następnym ważnym przesłaniu książki. Zostanie rodzicem to zaproszenie do rozwoju, do pogłębiania samoświadomości i przepracowania doświadczeń swojego dzieciństwa, bo tylko wtedy możemy być wystarczająco dobrymi rodzicami. Jeśli nie reflektujemy tego, jak nasze własne doświadczenia z czasu bycia dzieckiem, wpływają na nasze postawy i zachowania jako rodziców, to skazujemy się na szereg niepotrzebnych błędów. Nie chodzi tu o proste i często słyszane „nigdy nie będę taka jak moja matka”. Bettelheim zaprasza nas do bardziej konstruktywnej, ale i dalszej wędrówki, do przyglądania się światu swoich emocji, nieświadomych przekonań. Nie będę tu jednak rozpisywać się w szczegółach – zapraszam do lektury książki.
            Po tych wszystkich „hymnach na cześć” muszę uczciwie napisać o ewentualnych minusach. Otóż pewnym trudem w czytaniu może być sposób narracji autora, który pisze dość swobodnie przechodząc z wątku do wątku,  trochę jakby na zasadzie wolnych skojarzeń (jak na psychoanalityka przystało). Nie jest to referat na temat wychowania, uporządkowany i gotowy do zastosowania. To raczej zbiór rozważań, przemyśleń, a przede wszystkim zachęta do refleksji dla czytelnika – rodzica. Czytając czasem trzeba złapać oddech pomiędzy kolejnymi rozdziałami, ale potem zaczyna się tęsknić do dalszej drogi przez rodzicielstwo z Bettelheimem. Jedno jest pewne: po lekturze Wystarczająco dobrych rodziców nie będziecie może rodzicami idealnymi, jednak na pewno lepszymi niż dotychczas, czego Wam i sobie życzęJ

P.S. W książce jest rozdział o wierze w Świętego Mikołaja, co w kontekście zbliżających się Świąt może okazać się przydatne.


8 komentarzy:

  1. W życiu zdaje się dwa najważniejsze egzaminy to jest egzamin z miłości i rodzicielstwa.Nad Twoim grobem rozliczą Cię z tych spraw.Dlatego proszę przeczytajcie ;Wystarczająco dobrzy rodzice"A wszystko po to by usłyszeć ,to był ;wspaniały ojciec",to była ;mądra kochająca matka",jak on ją kochał,jaka to była dobra żona.Ja przeczytałam i polecam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to niewątpliwie książka warta polecenia z wielu powodów :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu, na pewno kupię i przeczytam. Bożena :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam jeszcze dzieci, ale pracuję z nimi i chętnie przeczytam tą książkę :)
    Dziękuję za recenzję!
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Od wiekow bywali rodzice -potwory i rodzice normalni. Rodzice potwory nie siegna po zadna publikacje o rodzicielstwie, bo maja wlasne zdanie o tej ,,funkcji,, gnebia, bija, nie stanowia oparcia. Taka patologia. Rodzice normalni tez wlasciwie nie...moze czasem, ale glownie kieruja sie zdrowym rozsadkiem i rodzinnymi, dobrymi przykladami i tworza zgodna i fajna rodzine. Jest trzecia grupa - rodzice nowoczesni, ktorzy pokladaja wiare w publikacje na powyzszy temat. Ci sa najgorsi, bo lapia jakies nowinki oglaszane na stronach netu i na sile je wprowadzaja u siebie. A za chwile zmieniaja front, bo znow jacys ,,amerykanscy naukowcy,, odkryli, ze.... To juz chyba lepiej w tej patologii, bo tam wiadomo, ze jak ojciec pijany do domu wraca, to trzeba sie chowac. A w wypadku rodzicow niezdecydowanych, co do linii wychowawczej, to tragedia, z dnia na dzien zmiana frontu i dziecko czuje sie, jak krolik doswiadczalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tym, że "nieustanna zmiana frontu" nie wpływa dobrze i ze zdarza się, że ktoś wyjątkowo niepewny w roli rodzica może tak funkcjonować i w taki sposób korzystać też z książek.
      Wydźwięk jednak Twojej wypowiedzi Dino budzi moją głęboką niezgodę! Rodzice normalni bywają otwarci na rozwój - własny rozwój i wtedy kierują się nie tylko zdrowym rozsądkiem, tym czego już się nauczyli. Rozmawiają wtedy z innymi, poszukują lepszych rozwiązań i często też czytają. Czytanie nie musi być bezkrytycznym przyjmowaniem wszystkiego.
      Staję w obronie czytania, w obronie otwartości umysłu.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń