piątek, 22 lutego 2013

Wychowanie w duchu empatii

Autor: Marshall B. Rosenberg
Wydawnictwo MiND
Podkowa Leśna 2013
Liczba stron: 64






Cytat z książki
Przemoc zawsze rodzi przemoc (…) Moje dzieci to ostatnie osoby, z którymi chciałbym się wikłać w grę wzajemnej przemocy i karania. (s. 13)
           





Gdy odebrałam przesyłkę z książką Wychowanie w duchu empatii, rozpakowałam ją, spojrzałam i… poczułam zawód tym, co widzę. „To ma być książka? To maleństwo?! Ten notatnik?!” – wykrzyknęłam w duchu, niezbyt, wobec co by nie było książki, empatycznie.  Po czym, nawet nie siadając, zaczęłam czytać. I nie mogłam już przestać… Mikro-ksiażeczka okazała się maxi-wciągająca. Po przeczytaniu całości nie mam wątpliwości czy warto ją polecać innym. Niniejszym przystępuję więc do próby zachęcenia czytelnika do lektury.
Jak pisze na okładce, Zofia Żuczkowska, „ w tej niewielkiej, ale pełnej treści książeczce Marshall B. Rosenberg dzieli się swoimi osobistymi doświadczeniami i refleksjami na temat rodzicielstwa.”  Pewnie dlatego książkę tę czyta się tak lekko. Autor przytacza konkretne sytuacje, odnosi się do swoich przeżyć, emocji, doświadczeń rodzicielskich sukcesów i porażek. Co bardzo ważne, nie męczy czytelnika nadmiarem teoretyzowania, wiedzą ściśle naukową, a mało życiową. Wychowanie w duchu empatii to książka o tym, że rodzicielstwo może być satysfakcjonujące zarówno dla rodzica jak i dziecka, którego dotyczy; o tym, że wychowanie nie musi być sztampowe, uświęcone tradycją nagród i kar. Książka niesie nadzieję, że można wychowywać w duchu wzajemnego szacunku, bez przemocy. Słowo przemoc jest tutaj kluczowe. Dla niewtajemniczonych, warto wspomnieć, że Rosenberg to twórca znanego na całym świecie Porozumienia bez Przemocy, czyli takiego podejścia w komunikacji z innymi, gdzie liczą się potrzeby obu stron, a naczelnym narzędziem w porozumiewaniu się  jest empatia. Wychowanie w duchu empatii to przełożenie idei porozumienia bez przemocy na kwestię wychowywania dzieci. Myślę, że lektura tej książki może być zachętą do zapoznania się bliżej z koncepcją Rosenberga, tym bardziej że w Wychowaniu jest ona przedstawiona dość skrótowo. Pisałam już o książce Porozumieniebez przemocy i tam właśnie odsyłam zainteresowanych. Dobrze się stało, że wydano Wychowanie w duchu empatii. Podejrzewam, że wielu rodziców zacznie od tej książki, a potem trafi na Porozumienie bez przemocy, po które by pewnie w innym przypadku nie sięgnęli. 

piątek, 15 lutego 2013

Nie bój się życia


Autor: Katarzyna Miller
Wydawnictwo Zwierciadło
Warszawa 2010
Liczba stron: 200






Cytat z książki
NIE BAĆ SIĘ to znaczy móc przeżyć lęk i nie stać się jego ofiarą. (s. 13, felieton Nie bój się bać)
           





Po raz trzeci już na moim blogu gości książka Katarzyny Miller. Tak, to prawda, mam słabość do mojej imienniczki. Pisałam o tym co nieco przy okazji recenzji Bajek rozebranych. Była też recenzja książki Chcę być kochana tak jak CHCĘ. Książkę, do której chcę zachęcić tym razem, wręczyła mi koleżanka ze słowami „idealna na bloga”. Zabrałam się więc do czytania, a teraz opisuję co by inni też przeczytali.
Niektóre teksty, jak się okazało, były mi znane, bo książka Nie bój się życia jest zbiorem felietonów, które swego czasu ukazywały się w Zwierciadle. Miło było je sobie przypomnieć, a z niektórymi się zapoznać. Wszystkie dotyczą kwestii lęków, a właściwie tego, żeby się ich nie bać. Sama autorka pisze tak: „Wielu rzeczy, których życie nam dostarcza, w ogóle nie chcemy, udajemy, że ich nie ma, uciekamy przed nimi, a przede wszystkim, boimy się (…) Będę w tym miejscu dzielić się z wami swoją wiedzą o tych lękach. Ogromnie mi zależy, żebyśmy je szanowali, ale nie ulegali im, liczyli się z nimi, umieli je nazwać i przeżyć, ale nie byli ich ofiarami” (s.12). Brzmi zachęcająco, prawda? A przede wszystkim, jak dla mnie, pachnie bardzo rozwojowo.
Bo życie to rozwój i jeśli się go nie boimy (rozwoju, a tym samym też życia), to możemy być szczęśliwi. Tak, dokładnie to chciałam napisać: SZCZĘŚLIWI! A może boicie się szczęścia, nie wierzycie w nie, obawiacie się że pryśnie jak bańka mydlana, wolicie nie zapeszać? - wybrać co kogo dotyczy. Jeśli tak, to również o tym jest w książce. 

środa, 6 lutego 2013

Umysł mamy. Jak macierzyństwo rozwija naszą inteligencję


Autor: Katharine Ellison
Tłumacz: Olena Waśkiewicz
Wydawnictwo Jacek Santorski & Co agencja Wydawnicza
Warszawa 2008
Liczba stron: 344







Cytat z książki
Nie ma lepszej rzeczy, którą kobieta mogłaby zrobić dla swojego mózgu, niż urodzenie dziecka. (s. 20)
           





To, że akurat teraz sięgnęłam po książkę Umysł mamy nie jest przypadkowe. Zresztą chyba nigdy nie jest przypadkiem, jaką lekturę wybieramy. Żeby ksiązka nas zainteresowała, musi poruszać w nas coś ważnego, dotykać jakiś potrzeb, dylematów, z którymi się zmagamy.  A ja właśnie jestem już po urlopie macierzyńskim i rozpoczynam zmagania z tym, co się dziś tak ładnie nazywa, work-life balance, czyli, po polsku, równoważenie życia rodzinnego i zawodowego. Jeszcze nie jestem pewna czy równoważę czy balansuję… na cienkiej linie. Ostatecznie chcę jednak równoważyć i pewnie z tego powodu zasiadłam do lektury książki Katharine Ellison, matki dwójki dzieci, która twierdzi, że dzięki macierzyństwu jest inteligentniejsza, a jej życie zawodowe nic nie straciło przez fakt, że została matką. Nawet więcej, stało się wręcz przeciwnie. Pisze ona, że „choć dzieci wykańczały ją fizycznie, to jednocześnie pobudzały jej umysł” . Z poszukiwania odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, powstała opisywana tutaj książka, balsam dla duszy matki wracającej do pracy!
Na samym wstępie muszę uprzedzić, że jest to lektura dla osób, których nie przeraża unaukowione podejście do rzeczywistości. Książka jest bowiem naszpikowana opisami z badań nad mózgiem, wpływem hormonów, neuroprzekaźników i to niekoniecznie badań dotyczących ludzi. Sporo jest o szczurach, które, w przeciwieństwie do ludzi, są wdzięcznymi obiektami eksperymentów naukowych. Autorka powołuje się na szereg nazwisk zarówno naukowców, jak i kobiet, które we własnym życiu doświadczyły dobroczynnego wpływu macierzyństwa na swój umysł, a co za tym idzie na życie zawodowe. I choć niewątpliwie są to atuty książki, bo tezy autorki stają się bardziej wiarygodne, skoro są poparte dowodami naukowymi, to jednocześnie dla wielu osób mogą to być minusy. Dla mnie samej, choć zdawałam maturę z biologii, a neuropsychologia swego czasu wręcz mnie fascynowała, niektóre fragmenty były dość ciężkostrawne. Być może niecałe pięć lat bycia matką to jeszcze za krótko, by mi się dostatecznie rozwinęła inteligencja…