piątek, 12 października 2018

"Piękne życie. Jak nauczyłam się mówić nie, przestałam być idealna i odnalazłam spokój", czyli życie, że nic dodać, nic ująć


fot. Izabella Kuźniak-Borucka

Autor: Shauna Niequist
Przekład: M. Biernacka
Wydawnictwo Znak
Kraków 2017
Liczba stron: 238

Czytałam książkę Piękne życie i myślałam o tym, że oto ktoś odkrył to samo, co i ja odkryłam. A swoją drogą, o książce opowiedziała mi osoba, która też to odkryła. Piękne życie wymaga zatrzymania. Piękne życie jest sztuką wyboru i wiąże się z rezygnacją z całego mnóstwa pięknych rzeczy po to, żeby móc w pełni doświadczać tych, które się wybierze jako najważniejsze. Piękne życie nie jest doskonałe. Piękne życie jest pełne, bo wypełnia je nasza obecność w nim.

Są takie chwile, gdy to jest oczywiste. Czasem w zabieganiu zapominam o tym, a potem znów sobie przypominam. Kilka dni temu jechałam rowerem przez las. Piękny jesienny las. Drzewa mniejsze i większe. Niektóre wykrzywione wiatrem, z poskręcanymi gałęziami. Niektóre połamane, obrośnięte mchem. Ścieżka czasem prosta i równa, czasem piaszczysta, czasem jakiś kamień czy korzeń. Wszędzie liście, zielone, czerwone i takie już zupełnie zeschnięte buro brązowe. Nic w tym lesie nie było perfekcyjne, a wszystko było doskonale piękne. To był ten moment, kiedy znów sobie przypomniałam. 

Present Over Perfect brzmi tytuł w oryginale. Zdecydowanie bardziej konkretnie oddaje on tematykę książki. Polska wersja nie do końca pozwala się domyślić, o czym właściwie jest książka. Jednak w istocie chodzi o ty, by życie było piękne! Jeśli daleko Wam do poczucia pełni Waszego życia na co dzień, to może być to trudna lektura. Jest prawdopodobne, że znajdziecie argumenty, by odrzucić tezy Shauny Niequist. Pomyślicie może: „Co ona może wiedzieć?! Może dla niej to możliwe, w końcu jest ze Stanów Zjednoczonych i do tego jeszcze jest pisarką… Ona może sobie tak świadomie żyć, ale ja.. dla mnie to niemożliwe… ” Nie zaprzeczam, coś w tym jest. Sama mam poczucie, że choć zgadzam się z autorką w pełni, to nie do końca mogę pozwolić sobie na rewolucyjne zmiany w moim życiu. Codzienna poranna kawa na werandzie pewnie jeszcze długo nie będzie wchodzić w grę…

Gdzie nie zadziała rewolucja, jest miejsce na ewolucję. Zobaczyć właściwy kierunek i ruszyć w tę właśnie stronę ot co! Bardzo podobał mi się przystępny język książki, dzielenie się przez autorkę swoim doświadczeniem. Absolutnie nie zaliczyłabym książki Piękne życie do poradników. Dla mnie jest to zdecydowanie bardziej dziennik z podróży w głąb siebie. Czytelnik może się zidentyfikować z autorką i wziąć coś dla siebie lub po prostu poszerzyć wiedzę o tym, jak inni doświadczają życia. Wolny wybór – autorka nic nie narzuca. Pisze o tym, jak ona sama czuje i myśli w kontekście własnego życia, zostawiając czytelnikowi pole do refleksji nad swoim życiowym ogródkiem.

Należy jeszcze dodać, że ów dziennik z podróży w głąb siebie ma charakter duchowy. W charakterystyczny dla amerykańskiej kultury sposób autorka swobodnie pisze w o swoim doświadczaniu Boga. Jednym to pasuje, innym mniej. Ja, przynajmniej czasem, szczerze zazdroszczę Amerykanom…

Książka wpisuje się w nurt slow life zachęcając do świadomego kształtowania własnego życia tak, aby realizować w nim wartości, które są dla nas istotne. Jestem na tak.

A Ty? Jak Ty i Twoje życie? Jesteś na tak wobec pięknego życia?
Tu małe postscriptum: to bardzo wspierające, kiedy odkrywamy, że ktoś inny też jest w drodze, tak samo jak my. Daj znać w komentarzu, niech ktoś, komu potrzeba takiej informacji, dowie się, że nie jest sam ma ścieżce do pięknego życia.

I jeszcze jedno P.S. W poradni VINEA trwają zapisy na grupę rozwoju osobistego dla kobiet (klik), którą wraz z koleżanką prowadzimy. Dokładnie w temacie. Zapraszam serdecznie J

4 komentarze:

  1. Mnie również bardziej przekonuje angielski tytuł, bo celnie opisuje moje zmagania na drodze do pełnego życia. Codziennie dokonuję wyborów między chwilą relaksu a pozmywaniem naczyń, między spacerem a wyszorowaniem toalety, między stretchingiem na brudnym dywanie a odkurzaniem brudnego dywanu. Pedantom (takim jak ja) chyba wyjątkowo ciężko jest łapać chwilę, bo zawsze znajdzie się coś do posprzątania... A poza tym, "na odpoczynek trzeba sobie zasłużyć...";)Od dłuższego czasu uczę się, więc stawiać Obecność ponad Perfekcjonizm. Gdy padam z nóg, po prostu odpoczywam. W weekendy pozwalam sobie na królewskie śniadanie i kawę... w ogrodzie;) Ponadto nieocenionymi nauczycielami bycia "tu i teraz" są moje psy. One nie znają pojęcia pośpiechu i wypełnionego terminarza. Nie da szybko załatwić potrzeby, szybko się bawić, czy szybko wąchać. Dosłownie i w przenośni uczą mnie "zatrzymywania się".
    Kasiu, życzę Ci tej kawy na werandzie i wielu jesiennych przejażdżek rowerem po lesie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za podzielenie się kawałkiem siebie i swojej drogi. Jestem na tak ;)
      No i wielkie dzięki za życzenia dla mnie!

      Usuń
  2. Bardzo tęsknię za Present, za obecnością. Znajduję ją np. w tramwajach. Mam przyjemność z poruszania się komunikacją miejską. Jazda samochodem przez miasto jest dla mnie dużo bardziej stresująca. Tramwaje mają urok i są szybkie :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń