czwartek, 21 marca 2013

Ania z Zielonego Wzgórza


Autor: Lucy Maud Montgomery
Tłumacz: Rozalia Bernsteinowa
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 1991
Liczba stron: 304
Wiek czytelnika: od ok. 10 lat






Cytat z książki
-Drogi, ukochany świat! – szepnęła. – Jakże ja cię  podziwiam i jakże się cieszę, że żyję wśród ciebie
(s. 300)






Na początek wypada przyznać się do źródła inspiracji, skąd mi przyszła chęć nieodparta na pisanie o Ani. Pojawiło się nowe wydanie Ani z Zielonego Wzgórza, w nowym tłumaczeniu, z przepięknymi ilustracjami. Przeczytałam o tym na blogu mamaczyta.pl, który lubię odwiedzać w poszukiwaniu dobrej lektury na dobranoc dla syna. Tym razem przeczytałam o Ani, i tak jak autorka bloga pisze, wróciło to wzruszenie, z jakim pochłaniało się kolejne tomy. Gdy już się dostatecznie powzruszałam, zaczęłam się zastanawiać, co takiego jest Ani z Zielonego Wzgórza, a potem w kolejnych częściach książki, że jest taka bliska, że się nie dezaktualizuje i od tylu już lat jest „książką życia” dla milionów dziewcząt i kobiet. Warto może dodać, że pierwsze wydanie Ani pojawiło się w 1908 roku. W Polsce natomiast chyba w roku 1956, a więc też już ponad pół wieku temu. Mark Twain nazwał Anię „najukochańszym dzieckiem literackim od czasów Alicji z Krainy Czarów”. I bardzo słusznie, prawda?
Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, gdy myślę o ponadczasowości tej książki to, że niesie ona nadzieję i niegasnącą, w obliczu wszelkich trudności, radość życia. Główna bohaterka to rudowłosa sierota, która daleka jest od samoakceptacji. Nie lubi swojego koloru włosów, piegów, a nawet imienia. Śmiem twierdzić, że ta chęć posiadania innego imienia jest bardzo znacząca. Ania, która poznajemy nie jest szczęśliwa z powodu tego, kim jest, wolałaby być kimś innym. Skądś to znacie? Na dodatek otoczenie bardzo ją w tym braku akceptacji utwierdza, bo nawet płeć, jest nie taka jak być powinna. Czytając podążamy wraz z Anią niełatwą drogą do akceptowania i lubienia siebie. Okazuje się, że wady mogą stać się zaletami. To, co wyróżnia nas pozornie negatywnie, może stać się naszym atutem. Dowiadujemy się, że innych można sobie zjednać życzliwością i otwartością. I nie jest ważne, ile „głupot” się przy okazji zrobi, ile razy wystawi się może nawet na śmieszność, bo liczy się to, żeby być po prostu dobrym. 
Z akceptacją siebie nieodłącznie wiąże się akceptacja świata zewnętrznego. I tutaj też możemy podążać za Anią, która od ogromnej nadwrażliwości, obawy przed krytyką, przechodzi do zaufania w relacjach z innymi, do przyjaźni, czerpania radości ze spotkań z ludźmi. Od zawieszenia w świecie marzeń, wręcz iluzji, przechodzi do przyjęcia świata realnego, wraz z jego wszystkimi składowymi, tymi lekkimi, przyjemnymi, i tymi ciężkimi czasem w odbiorze, trudnymi i smutnymi. Tak sobie myślę, pisząc to wszystko, że w szkołach psychoterapii czy coachingu zamiast stosów lektur z teoriami psychologicznymi, mogłaby być po prostu Ania z Zielonego Wzgórza, albo chociaż poza tymi wszystkimi „mądrymi” książkami, taki dodatek jasno pokazujący, jak warto żyć i ku czemu prowadzić innych.
Oczywiście nawet w części nie wyczerpałam tematu wartości psychologicznej Ani dla rozwoju czytelniczek, tudzież czytelników. Co do czytelników, to z całą pewnością warto, aby chłopcy też poznali Anię. Tutaj zysk byłby trochę inny niż w przypadku dziewcząt, które czytają identyfikując się z bohaterką. Śmiem twierdzić, że chłopak czytający Anię ma szansę na lepsze zrozumienie dziewczęcego świata przeżyć i emocji, a to po prostu bezcenny zasób na dalszą drogę życia.
Wszystko, co napisałam dotyczy zarówno Ani z Zielonego Wzgórza, jak i jej dalszych części. Pozostaje tylko czytać, niezależnie od wieku i nie ważne który raz. Przyznam się jeszcze do jednej rzeczy na koniec. Jestem bliska zakupu nowego wydania, chociaż stare nie jest w złym stanie mimo naprawdę sędziwego wieku. Racjonalizuję to sobie sprytnie, że to dla córki. Tylko, że ona ma niespełna 10 miesięcy… Więc może po prostu kupię dla siebie. Może synowi poczytam za jakiś czas, jeśli zechce… A może Zając mi przyniesie???



13 komentarzy:

  1. kocha Anię i chętnie znów po nią sięgnę za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też noszę się z zamiarem ponownego przeczytania serii o mojej ukochanej Ani. Ciągle to jednak odkładam na rzecz kolejnych nowości.
    Co tam, zmotywowałaś mnie. Przy najbliższej wizycie w domu rodzinnym zaopatrzę się w stare egzemplarze i wrócę do dzieciństwa. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rety, toż to książka mojego dzieciństwa..pamiętam jak dziś jak czytałam wszystkie części jedna za drugą po kilka razy...koniecznie muszę sobie sprezentować to nowe wydanie...do dziś dzień własnej książki o Ani nie mam, bo jako dziecko wypożyczałam książki z biblioteki. Czas najwyższy to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zając przykica jestem tego pewna... hi hi hi

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak Ty ładnie o tym napisałaś... Dziękuję ❤ Ach, brawo, Lucy Maud Montgomery! 😊
    Zapraszam na mój blog o Ani ☺
    wswiecieanishirley.blogspot.com
    Ula Łucja ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! Z przyjemnością zajrzałam na Twojego bloga i cóż... wzruszyłam się bardzo. Jeszcze coś pamiętam z czasu, gdy miałam tyle lat co Ty i tak samo kochałam Anię. Pozdrawiam Cię serdecznie.
      P.S. Kibicuję przy prowadzeniu bloga!

      Usuń
    2. Och, dziękuję! 😃 Jakież to cudowne, że ktoś jeszcze kocha Anię ! ❤

      Usuń
  6. Jak Ty ładnie o tym napisałaś... Dziękuję ❤ Ach, brawo, Lucy Maud Montgomery! 😊
    Zapraszam na mój blog o Ani ☺
    wswiecieanishirley.blogspot.com
    Ula Łucja ❤

    OdpowiedzUsuń