sobota, 30 marca 2013

Życzenia dla Was






Pięknych, radosnych, przypominajacych o tym, co dla nas dobre i ważne, 
Świąt Wielkiej Nocy! 
Niech w te Święta Życia obudzi się życie 
w nas i na zewnątrz…

piątek, 29 marca 2013

Szanujący rodzice Szanujące dzieci. Jak zamienić rodzinne konflikty we współdziałanie?


Autor: Sura Hart, Victoria Kindle Hodson
Tłumacz: Dariusz Syska
Wydawnictwo MiND
Podkowa Leśna 2012
Liczba stron: 256





Cytat z książki
W kochającym domu nie ma strachu – źródła wszystkich konfliktów. Jest to miejsce, w którym potrzeby dziecka są równie ważne jak potrzeby pozostałych mieszkańców. 
(s. 19)
           




Oto kolejna już książka z nurtu porozumienia bez przemocy. Już jakiś czas temu pisałam o Porozumieniu bez przemocy, a całkiem niedawno o Wychowaniu w duchu empatii, książkach twórcy idei PBP. Szanujących rodziców napisały dwie „wyznawczynie” metody Rosenberga mające bogate doświadczenie w pracy z rodzicami. Tym doświadczeniem dzielą się z czytelnikami próbując przełożyć teorię porozumienia bez przemocy na praktykę.
Na samej metodzie porozumienia bez przemocy nie będę się tutaj skupiać, bo pisałam już na ten temat przy poprzednich książkach. Przypomnę jedynie najważniejsze założenia. Na pewno warto, nawet znając już trochę PBP, przypominać sobie nieustannie, że nie jest to metoda służąca kontrolowaniu dzieci czy kogokolwiek. Nie ma ona na celu ona sprawienia by inni nas słuchali i postępowali tak, jak my chcemy. Porozumienie bez przemocy zakłada język empatycznej komunikacji z innymi. Jest to tzw. Język Żyrafy, która ma ogromne serce i długą szyję,  a więc ma szeroką perspektywę widzenia. Jak podkreślają autorki, „jedyną intencją Języka Żyrafy jest stworzenie serdecznej więzi ze sobą i z ludźmi” (s.117).  Tak więc, w odniesieniu do rodzicielstwa, jeśli zależy nam przede wszystkim na więzi z dzieckiem, na tym żeby wychować szczęśliwego człowieka, stosujmy metodę porozumienia bez przemocy. Jeśli jednak zależy nam tylko na tym, żeby dzieci były grzeczne i posłuszne, to PBP raczej nas tylko rozdrażni (niestety znam takie przypadki).  Dla tych, którzy chcieliby jednego i drugiego, dodam, że konsekwencją stosowania Języka Żyrafy jest też to, że potrafimy porozumieć się z dziećmi i rozwiązywać pojawiające się konflikty w sposób przynoszący satysfakcję obu stronom. Ważne jest jednak, żeby uciszenie konfliktu  (tudzież dziecka) nie było priorytetem, a kary i nagrody narzędziem działania.  

czwartek, 21 marca 2013

Ania z Zielonego Wzgórza


Autor: Lucy Maud Montgomery
Tłumacz: Rozalia Bernsteinowa
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Warszawa 1991
Liczba stron: 304
Wiek czytelnika: od ok. 10 lat






Cytat z książki
-Drogi, ukochany świat! – szepnęła. – Jakże ja cię  podziwiam i jakże się cieszę, że żyję wśród ciebie
(s. 300)






Na początek wypada przyznać się do źródła inspiracji, skąd mi przyszła chęć nieodparta na pisanie o Ani. Pojawiło się nowe wydanie Ani z Zielonego Wzgórza, w nowym tłumaczeniu, z przepięknymi ilustracjami. Przeczytałam o tym na blogu mamaczyta.pl, który lubię odwiedzać w poszukiwaniu dobrej lektury na dobranoc dla syna. Tym razem przeczytałam o Ani, i tak jak autorka bloga pisze, wróciło to wzruszenie, z jakim pochłaniało się kolejne tomy. Gdy już się dostatecznie powzruszałam, zaczęłam się zastanawiać, co takiego jest Ani z Zielonego Wzgórza, a potem w kolejnych częściach książki, że jest taka bliska, że się nie dezaktualizuje i od tylu już lat jest „książką życia” dla milionów dziewcząt i kobiet. Warto może dodać, że pierwsze wydanie Ani pojawiło się w 1908 roku. W Polsce natomiast chyba w roku 1956, a więc też już ponad pół wieku temu. Mark Twain nazwał Anię „najukochańszym dzieckiem literackim od czasów Alicji z Krainy Czarów”. I bardzo słusznie, prawda?
Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, gdy myślę o ponadczasowości tej książki to, że niesie ona nadzieję i niegasnącą, w obliczu wszelkich trudności, radość życia. Główna bohaterka to rudowłosa sierota, która daleka jest od samoakceptacji. Nie lubi swojego koloru włosów, piegów, a nawet imienia. Śmiem twierdzić, że ta chęć posiadania innego imienia jest bardzo znacząca. Ania, która poznajemy nie jest szczęśliwa z powodu tego, kim jest, wolałaby być kimś innym. Skądś to znacie? Na dodatek otoczenie bardzo ją w tym braku akceptacji utwierdza, bo nawet płeć, jest nie taka jak być powinna. Czytając podążamy wraz z Anią niełatwą drogą do akceptowania i lubienia siebie. Okazuje się, że wady mogą stać się zaletami. To, co wyróżnia nas pozornie negatywnie, może stać się naszym atutem. Dowiadujemy się, że innych można sobie zjednać życzliwością i otwartością. I nie jest ważne, ile „głupot” się przy okazji zrobi, ile razy wystawi się może nawet na śmieszność, bo liczy się to, żeby być po prostu dobrym. 

piątek, 15 marca 2013

Żyj wystarczająco dobrze


Autor: Agnieszka Jucewicz, Grzegorz Sroczyński
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2013
Liczba stron: 264






Cytat z książki
…zrobić ze sobą coś takiego, żeby umieć być szczęśliwym z powodu wypicia filiżanki zielonej herbaty. Jeśli to umiesz, to możesz być szczęśliwy codziennie. I to dwa razy dziennie .
(s. 254, rozmowa z B. Dobroczyńskim)       





Frapujący tytuł, prawda?  Warto zacytować też to, co w podtytule: „Dlaczego boimy się być sobą? Jak docenić to, co mamy? Jak sobie radzić z zawiścią i zazdrością? Jak nie zapracować się na śmierć?”  Na te i jeszcze wiele innych pytań próbuje odpowiedzieć książka Żyj wystarczająco co dobrze. Choć może bardziej niż odpowiedzi, są to rozważania nad całym spektrum problemów, z jakimi nasza ludzka egzystencja się wiąże. 
Książka składa się z 20 rozmów przeprowadzonych przez Agnieszkę Jucewicz i Grzegorza Sroczyńskiego z polskimi psychologami. Ona jest redaktorem naczelnym Wysokich Obcasów, a on dziennikarzem Gazety Wyborczej.  Zgodnie z duchem swego zawodu, pytania zadają dociekliwe i nie ustępują dopóki odpowiedź nie jest dla nich wystarczająco jasna i klarowna.  Dzięki temu książkę czyta się wartko i nie ma miejsca na nudę. Dużym atutem są wybrani do rozmów psycholodzy, w liczbie 13, bo z niektórymi wywiadów jest więcej niż jeden. Na okładce czytamy, że to „najlepsi polscy psychologowie i terapeuci, którzy pomogli tysiącom ludzi stanąć na nogi”. Kilka najbardziej znanych nazwisk to Zofia Milska-Wrzosińska, Ewa Woydyłło-Osiatyńska, Wojciech Eichelberger, Tatiana Ostaszewska-Mosak, Andrzej Wiśniewski czy Lubomira Szawdyn. Dla mnie przekonujące jest to, że są to przedstawiciele różnych nurtów w psychoterapii, więc patrzą na człowieka i jego problemy z różnych perspektyw. To sprawia, że czytelnik nie będzie czuł się „indoktrynowany” do jedynie słusznego punktu widzenia i może zobaczyć omawiane tematy szerzej, w niejako kilku odsłonach.
Dla jakiego czytelnika jest ta książka? – można by zapytać. Otóż, myślę, że dla każdego, kto chce lepiej rozumieć siebie i innych. Celowo piszę „rozumieć”, nie używam formy dokonanej „zrozumieć”, bo poznawanie siebie i innych to zadanie na cale życie. I dobrze! Dzięki temu mamy co robić, życie jest ciekawą przygodą, a książki, takie jak ta, są bardzo interesujące.

sobota, 2 marca 2013

"NIE" z miłości


Autor: Jesper Juul 
Wydawnictwo MiND
Podkowa Leśna 2011
Liczba stron: 104







Cytat z książki

Ta książka (…) mówi o tym, że dla jakości wzajemnych relacji trzeba czasem powiedzieć NIE, żeby sobie samemu móc powiedzieć TAK. (s. 9)

           






Oto kolejna książka w temacie wychowywania dzieci. Książek z tego obszaru jest „od groma” i jeszcze trochę, co nie znaczy, że wszystkie warto czytać. „NIE” z miłości warto! W tzw. literaturze rodzicielskiej jestem zdecydowanym zwolennikiem książek, które nie dają prostych, a raczej uproszczonych recept, nie głoszą kultu jakiejś metody. Przemawiają do mnie autorzy, którzy raczej zachęcają do refleksji, poszerzania wglądu w swoje (rodzicielskie) postawy, którzy zachęcają też do zobaczenia świata z perspektywy dziecka. Jesper Juul to duński terapeuta rodzinny, który znany jest na świecie jako autor Twojego kompetentnego dziecka. Książka „NIE” z miłości też robi światową karierę. Nic dziwnego, skoro tak wielu rodziców ma problem z odmawianiem dzieciom czegokolwiek. Na drugim krańcu są rodzice, którzy rodzicielstwo uważają za jedyną w życiu szansę na bycie władcą absolutnym. Ci raczej nie sięgną po książkę Juula. Jeśli zacząłeś czytać ten wpis drogi Czytelniku, to prawdopodobnie bliżej Ci do pierwszej grupy. Tak, to jest książka dla Ciebie!
Warto od razu zaznaczyć, to co bardzo podkreśla sam autor, że nie jest to książka o stawianiu dzieciom granic, ani tym bardziej o przejęciu nad nimi kontroli. Mamy tutaj wyjście z zupełnie innej, dla wielu być może zaskakującej, perspektywy. Otóż chodzi o to, by w relacjach z dziećmi (albo po prostu w relacjach z innymi) wyznaczyć granice własnej przestrzeni. Najprościej powiedziałabym to tak: nie mam ograniczać kogoś, ale mam zadbać o to, by mieć przestrzeń dla realizacji swoich potrzeb. Nie zawsze jest to proste i faktem jest, że wielu rodziców idzie drogą wymuszonego TAK. Juul pięknie pokazuje ten mechanizm, i to, jak prowadzi on do obarczania winą dzieci, „bo takie one niewdzięczne i nie doceniają poświęcenia”. Taki właśnie sposób narracji i przekazywania wiedzy to według mnie największy atut tej książki.